Bo w oczach tkwi siła duszy; Mimo niepowodzeń idź dalej (zakończony) Don't give up! Bliźniacza siła (zawieszony) Zakopana w książkach; Blogs I follow Producent poleca stosować go na zmiany naskórka, takie jak podrażnienia skóry, sucha, popękana skóra oraz po zabiegach dermatologicznych. Nie natłuszcza skóry, nadaje się pod makijaż. Jego brat – Balsam Cicaplast Baume B5 – przeznaczony jest do skóry podrażnionej, ale podrażnienia wynikające z suchości skóry, spękania A jeśli jesteście same zainteresowane wzięciem udziały w takim konkursie to : Wgraj zdjęcie, które przedstawia Cię, w sytuacji, gdzie jesteś w 100% sobą, czyli takie, o którym możesz powiedzieć "It's Very Me!" ("To cała ja!"). Niemal każda marka ma w ofercie jakieś serum i naprawdę jest w czym wybierać, jednak o dobre serum bezpieczne dla alergików i wrażliwców, a do tego w przystępnej cenie, nie tak łatwo. Ostatnio moje gwiazdy to AA, Skin Boost, C+ Koncentrat 8% witamina c + wyciąg z aceroli oraz AA, Skin Boost, HA Koncentrat 15% kwas hialuronowy complex Są tak mocne,że kiedy mi zostaje 1/3 lampki dolewam wrzątek i herbata nadal smakuje i pachnie tak intensywnie jak na początku. Jednak ta moc nie jest jakoś wyczuwalna w smaku,nie ma tej goryczy, które zostawiają niektóre zielone herbaty-a ja piję je bez cukru. Odnośnie szkła- ja zrobiłam w zwykłej lampce do wina. Vay Tiền Nhanh Ggads. Lubię gdy dajesz innym do zrozumienia, że jestem tylko Twoja! wzięła Go za rękę i powiedziała, że Go potrzebuje. No i uwielbiam Cię uwielbiać, bo uwielbianie Ciebie to ulubiona rzecz, którą uwielbiam. Mądra dziewczyna całuje, ale się nie zakochuje. Słucha, ale nie wierzy. Odchodzi, zanim zostanie porzucona. Distance means so little, when someone means so much. Łatwiej wściekać się nam na ludzi, którym ufamy, bo wiemy, że i tak nie przestaną nas kochać. Najgorsze uczucie? Gdy wiesz, że jemu nie zależy, a wciąż myślisz, że będziecie razem . Chciałabym być wszystkim czego pragniesz. Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś.. Jeden pocałunek mężczyzny może zmienić całe życie kobiety. Nie potrzebuję jakiegoś 'lovelasa' w obcisłych rureczkach i białej przylegającej do ciała koszulce . Wystarczysz mi Ty. W dużych dresach z czapką na głowie. Nie zawsze miłość idzie po naszej myśli.. Wiem , że chcę Cię więcej , chcę Cię częściej . Mogę się na Ciebie obrażać sześćset trzynaście razy dziennie, ale i tak nie wpuszczę nikogo na Twoje miejsce. I są momenty gdy uśmiechasz się do świata , bo wiesz , że możesz wszystko . kiedy stoisz obok , mam cholerną ochotę Cie przytulić . nie był to ostatni dzień w jej życiu , lecz ostatni spędzony razem z nim . I codziennie sobie wmawiałam , że jutro na pewno się odezwiesz . I móc wziąć Cię za rękę , a potem iść z Tobą na drugi koniec tęczy. ten cholerny brak odwagi, by się do Ciebie uśmiechnąć . tak, potrzebuje tego aby wtulić się w Twoje ramiona . za każdym razem, gdy wydaje mi się, że chociaż trochę zaczynam mieć pewne rzeczy w dupie, wszystko musi mi się rozwalić w drobny mak i utwierdzić mnie w przekonaniu, że jednak nie. że nadal cierpię z tych samych powodów. przestaję tracić panowanie nad swoim sercem. And I've hurt myself by hurting you. wiem, że to na Ciebie czekałam całe życie. teoretycznie miała na niego wyjebane , ale praktycznie to przegryzała wargi gdy ktoś wypowiedział jego imię ... żadna wielka miłość nie umiera do końca. możemy do niej strzelać z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie, jak przeżyć. - Dlaczego ty się tak mocno malujesz? - spytałam, spoglądając jak Lucy nakłada kolejne fioletowe cienie na swoje powieki, a raczej dookoła oczu. - Bo to lubię - usłyszałam jej głos znudzony kolejnymi pytaniami na ten temat. Od godziny leżałam na łóżku Lucy próbując zrozumieć, dlaczego ukrywa swoją piękną twarz, o delikatnej urodzie, pod toną makijażu. Byłam jedną z nielicznych osób, które widziały ją w naturalnym stanie. W sumie oprócz mnie tylko jej mama i brat widzieli ją taką. Jej makijaż dzienny składał się z podkładu, korektora, pudru, kilkunastu cieni, eyelinera, mocno wytuszowanych rzęs i ciemnej szminki. Nie byłam w stanie odnaleźć powodu nakładania tego wszystkiego. Dla mnie była piękniejsza bez wszelkich ulepszeń. Jednak Lucy codziennie spędzała godzinę, starając się zakryć wszystko, co naturalne na swojej twarzy, a ja wiedząc, że i tak nie uda mi się jej od tego odwieść, przestałam próbować i cierpliwie czekałam, aż skończy. - Już - oznajmiła z uśmiechem na ustach, odwracając się w moją stronę. - Możemy iść -mówiąc to wstała z krzesła, złapała czarną kurtkę i skierowała się w stronę drzwi. Zatrzymała się jednak, widząc, że ja wciąż leże na jej łóżku i nie mam zamiaru wstać. Odkręciłam się tylko w jej stronę i walczyłam ze sobą, czy powiedzieć jej o swoim śnie. O ile to był sen. - Co jest? Coś się stało? - spytała, widząc wyraz mojej twarzy. Nie wiedziałam, czy powinnam jej o tym powiedzieć. Ale komu, jak nie Lucy? Przecież była dla mnie jak siostra. - Wiesz, jak zapytałaś co mi się stało w twarz, skąd to rozcięcie, to...ja skłamałam. - ciężko było mi to powiedzieć, bo jeszcze nigdy jej nie oszukałam, ale nie miałam pojęcia, jak jej wytłumaczyć to, co się stało. - Wiem, że nie powinnam, ale to takie irracjonalne. Bo widzisz...miałam w nocy taki dziwny sen. Ktoś mnie gonił i ja nie mogłam uciec. Kiedy w końcu myślałam, że go zgubiłam, on nagle się pojawił i mi to zrobił - mówiąc to wskazałam swój zraniony policzek - Gdy się obudziłam, myślałam, że już wszystko jest ok, ale poszłam do łazienki i zobaczyłam krew. Co to wszystko znaczy? Mój głos zaczął się łamać i nie zdołałam nad nim zapanować, jednak miałam zadzieję, że nie słychać w nim było, jak bardzo mnie to przeraża. Nie słysząc żadnej odpowiedzi ze strony Lucy, spojrzałam na nią i żałowałam, że nie zostawiłam tego dla siebie. Stała wciąż przy drzwiach, patrząc na mnie wielkimi, wystraszonymi oczami. Kurczę, mogłam jej tego nie mówić, nie wiedziałam, że aż tak się przejmie. Chciałam ją jakoś uspokoić, ale nie bardzo wiedziałam jak. - Pewnie histeryzuję i przesadzam - powiedziałam, spokojniejszym już głosem, starając się zapanować nad emocjami - Zapomnij o tym. Może po prostu kręciłam się przez sen i sama się zadrapałam. - Wstałam z łóżka, sięgając po telefon i podeszłam do Lucy, która już się chyba trochę uspokoiła, a przynajmniej tak wyglądała. - Masz rację - powiedziała dziwnie nieobecnym i wyblakłym głosem - pewnie nie ma się czym przejmować. - To jak? Idziemy? - Tak, tak, tylko jeszcze coś wezmę - odpowiedziała, po czym wyjęła jakiś łańcuszek z szuflady przy biurku. Chciałam się mu przyjrzeć, lecz schowała go szybko do kieszeni i otworzyła drzwi. Zrezygnowałam z pytań, bo wiedziałam, że i tak mi nie powie co to jest, więc odnotowałam tylko w pamięci, żeby mu się kiedyś przyjrzeć i wyszłam przez otwarte drzwi za Lucy. ~*~ Spacerowałyśmy z Lucy po parku, rozmawiając o jej obecnym chłopaku. Ona nigdy nie była sama. Gdy tylko kończył się jej związek, za chwilę było wokół niej już kilku kolejnych adoratorów. A Lucy miała słabość do chłopców. Nie była dziewczyną, która potrzebowała nowego chłopaka co kilka dni. Powodem jej krótkotrwałych związków, była obawa przed zranieniem. Dwa lata temu miała idealnego chłopaka, z którym była niesamowicie szczęśliwa. Wiecznie uśmiechnięta i zadowolona. Wtedy jeszcze nie ukrywała swojej delikatności pod mocnym makijażem. Była taka niewinna...do czasu. Po pół roku idealnego związku zaczęły się awantury i kłótnie, które ją wyniszczały psychicznie. Na każdym kroku chorobliwa zazdrość, kontrola i ograniczenia. Raz gdy do niej przyszłam, bo od kilku dni nie odbierała telefonu i nie wychodziła z domu, zobaczyłam wielkiego siniaka na jej policzku. Nie mieszałam się w jej związek, ale tego już było za wiele. Przekroczył granicę i postanowiłam interweniować, więc wybrałam się do niego z wizytą, żeby kazać mu trzymać się od niej z daleka. Jednak, gdy przyszłam do niego do domu, drzwi były otwarte i nikt nie odpowiadał na moje wołanie. Wchodząc do środka, przeszedł mnie dreszcz i wiedziałam już, że coś jest nie tak. Sprawdziłam kuchnię, jednak nikogo w niej nie było, więc skierowałam się w stronę salonu. Coś wewnątrz mnie krzyczało, abym stamtąd uciekała, ale uciszyłam ten głos i poszłam dalej. To co tam zastałam, wstrząsnęło mną. W fotelu przed telewizorem siedział Matt, chłopak Lucy. Miał otwarte, nieobecne oczy i ręce na oparciu. W jednej z nich był nóż z zakrzepłą już krwią, a na drugiej widniała wielka, otwarta rana, całą w ciemnej czerwonej mazi. Na podłodze utworzyła się ogromna kałuża krwi, pochodząca z owej rany. Na jego twarzy zastygł wyraz szoku i przerażenia. Niewiele myśląc, wybiegłam stamtąd i skierowałam się prosto do Lucy. Gdy opowiedziałam jej, co zastałam w jego domu, nie wydawała się zaskoczona, tylko zaczęła płakać i nic nie powiedziała. Od tego dnia zmieniła się w obecną wersję Lucy. Wszyscy myśleli, że stała się pewna siebie i odważna, ale to tylko powłoka. Nie dopuszczała do siebie chłopaków za blisko, jakby bała się, że ktoś ją znowu zrani. Dlatego jej późniejsze związki nie trwały długo i kończyły się, zanim ktoś poznał jej prawdziwą naturę. Po raz kolejny tłumaczyłam jej, żeby dała Krisowi szansę poznać ją, taką, jaka jest naprawdę, a nie tylko jej powłokę, jednak jej odpowiedź mnie zaskoczyła. - Nie wiesz jak to jest - powiedziała chłodnym tonem - Ty nigdy nie miałaś chłopaka, tylko Erica i to on cię zostawił, więc daj mi spokój. Zabolało. Trafiła w czuły punkt. Dobrze wiedziała, dlaczego Eric ze mną zerwał. Chciał, żebym mu się oddała, ale ja nie byłam jeszcze na to gotowa. Po kilku natarczywych próbach, które nie zakończyły się pomyślnie, zerwał ze mną ... poszedł do pierwszej lepszej dziewczyny, którą spotkał na imprezie i się z nią przespał. Tylko Lucy znała szczegóły, nawet Mike nic nie wiedział, bo byłam pewna, że się zdenerwuje i zrobi coś głupiego. Spojrzała na mnie, wiedząc, że posunęła się za daleko i nie powinna o nim wspominać. - Przepraszam ... ja nie chciałam. Naprawdę, wiem, dlaczego z Tobą zerwał i że był łajdakiem. Po prostu poniosło mnie. - Mówiąc to, przytuliła mnie i jeszcze kilka razy przepraszała. - Wiesz, ja też do końca nie byłam z Tobą szczera. Odsunęłam się od niej i spojrzałam na nią. Na twarzy Lucy mieszały się różne uczucia, jakby chciała mi coś powiedzieć, ale nie mogła. Nie chciałam jej męczyć, ale wiedziałam, że jak komuś powie to będzie jej lżej. - Lucy... - zaczęłam ostrożnie, nie wiedząc, jak zacząć. -Ja myślę, że to nie było zwykłe samobójstwo. Czy Ty... czy ktoś mu pomógł, albo nakłonił? Po dłuższej chwili, gdy nie uzyskałam żadnej odpowiedzi na swoje pytanie, zatrzymałam się i popatrzyłam na nią. Też stanęła i wpatrywała się w dróżkę przed sobą. Po kilku minutach milczenia popatrzyła na mnie, a w jej oczach widać było łzy, jakby walczyła ze sobą, żeby się nie rozpłakać. - Lyss, ja nie jestem jeszcze gotowa, żeby o tym mówić - głos jej się łamał i słychać było, że to dla niej zbyt bolesne. - Proszę, zostawmy to. Powiem ci, jak będę gotowa, ale boję się, że to dla ciebie za wiele i nie chcę cię tym obarczać. - Wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra i możesz powiedzieć wszystko, nie ważne co to jest. - Wiem i ci powiem, ale jeszcze nie teraz. Ja... nie potrafię. Błagam zrozum to. - Dobrze, jak chcesz, ale pamiętaj, że czekam i jak tylko będziesz chciała, to zawsze jestem gotowa - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. Spróbowała odwzajemnić uśmiech, lecz nie objął on jej oczu. - Chodź, wracajmy już, bo robi się późno, jestem zmęczona i chcę się położyć, a jeszcze Kris chciał do mnie wpaść wieczorem. Ruszyłyśmy w stronę naszej ulicy, jednak o czymś sobie przypomniałam. - Kurczę, miałam zajść do księgarni, bo Mike chciał jakąś książkę. - To wiesz co, idź sama, bo ja naprawdę jestem wykończona i muszę odpocząć. - To widzimy się jutro - powiedziałam i rozeszłyśmy się w przeciwne strony. Gdy dochodziłam już do zakrętu, usłyszałam jeszcze głos Lucy, która krzyknęła, że zadzwoni do mnie wieczorem, bo musi ze mną o czymś porozmawiać. Chciałam zapytać o co chodzi, lecz zniknęła mi już z oczu. Zaciekawiona tematem naszej przyszłej rozmowy, szłam przed siebie, nie patrząc nie drogę, tylko rozmyślając o czym też może chcieć porozmawiać. Nie zdziwiłam się, gdy z roztargnienia wpadłam na kogoś wychodzącego z bocznej uliczki. - Przepraszam, nie zauważyłam pana, to moja wina - wybełkotałam nieobecnym tonem i chciałam iść dalej, jednak mężczyzna złapał mnie za rękę. - Poczekaj - powiedział, a w jego głosie słychać było zdziwienie pomieszane z ekscytacją. Zaniepokojona odwróciłam się i jeszcze raz przeprosiłam, mając nadzieję, że nieznajomy mnie puści i pójdzie w swoją stronę. Jednak nic z tego. Mężczyzna nadal trzymał mój nadgarstek i wpatrywał się we mnie intensywnie swoimi oczami ... oczami w kolorze nocnego nieba. Mój niepokój przemienił się w przerażenie. Widziałam te oczy nie raz, w swoim śnie. To był on. Ale jak...? W jaki sposób mnie odnalazł? - Przepraszam, śpieszę się - powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie i nie było w nim słychać mojego przerażenia. - Mógłby pan mnie puścić? - poprosiłam grzecznie, by nie dawać mu podstaw do dalszej rozmowy. Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Jednak nie było w tym nic serdecznego, wręcz przeciwnie. Na widok wyrazu jego twarzy przeszedł mnie dreszcz. Czekałam na to co zrobi z niepokojem, mając nadzieję, że to tylko moja wyobraźnia. Jednak okazało się, że nic sobie nie wymyśliłam. - Nie poznajesz mnie? - spytał mężczyzna rozbawionym Spotkaliśmy się już nie raz. W Twoim śnie i w dzieciństwie. Gdy to usłyszałam, wiedziałam już, że jak nie ucieknę, to stanie się coś złego. Zaczęłam wyrywać się z jego uścisku, jednak moje wysiłki nie dały efektu. Mężczyzna wciąż trzymał mnie za rękę i tylko roześmiał się. Zrezygnowana spróbowałam jeszcze raz wyrwać się z jego uścisku. Stało się coś dziwnego. Nieznajomy, choć nie wiem, czy tak do końca był nieznajomym, puścił moją rękę, jakby coś go poraziło, a na jego twarzy malował się wyraz niedowierzania i zaskoczenia. Niewiele myśląc odkręciłam się i pobiegłam ile sił w nogach do domu. Nie oglądałam się za siebie i zwolniłam dopiero na przed drzwiami swojego domu. Weszłam jak najszybciej, zamknęłam za sobą drzwi na klucz i opadłam na podłogę opierając się plecami i ścianę. Próbowałam uspokoić oddech, jednak zdenerwowanie mi na to nie pozwalało. Krzyknęłam przerażona, na widok Mike'a wychodzącego z salonu, zapewne zaniepokojonego moim gwałtownym powrotem. - Co się stało? - spytał podchodząc do mnie i pomagając mi wstać. Cała się trzęsłam i gdyby mnie nie przytrzymał, to najprawdopodobniej wylądowałabym na podłodze, bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Szok i przerażenie ściskały moje gardło i nie pozwalały mi nic powiedzieć. Gdy Mike nie doczekał się odpowiedzi, podniósł moją twarz i spojrzał w oczy, w których szkliły się łzy. - Spotkałam Go - wydusiłam w końcu z siebie i nie będąc w stanie powstrzymywać łez, wybuchłam płaczem, a Mike nic nie mówiąc przytulił mnie mocno. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Wróciłam. Aż mi wstyd, że tyle tu nie zaglądałam i zaniedbałam tę historię. Przepraszam i mam nadzieję, że długość rozdziału zrekompensuję choć w małym stopniu moją nieobecność. Jak zwykle liczę na szczere komentarze i opinie :) Pierwszy obudził się blondyn, wszystko go bolało, nie mógł niczym ruszyć, coś go przygniatało i łaskotało delikatnie. Otworzył oczy, po czym wrzasnął wystraszony. Był nagi. Na nim leżała rudowłosa piękność, również naga. Spała smacznie, ale po krzyku Malfoya otworzyła leniwie oczy. Spojrzała na siebie, potem na swojego towarzysza i również wrzasnęła, podrywając się gwałtownie z łóżka. Szybko zakryła się pościelą i pobiegła do łazienki. Zatrzasnęła drzwi, nie zamierzała już dziś z niej wychodzić, nic nie pamiętała z wczorajszego wieczoru. Była załamana, mało tego – była przerażona. Scorpius siedział dalej na łóżku, widać było że był w głębokim szoku. -Paniczu Malfoy, proszę się ubrać – do pokoju weszła pani Pomfrey, niosąc śniadanie dla dwójki. – Gdzie twoja koleżanka? Blondyn wskazał z otwartą buzią na łazienkę. Pomfrey westchnęła i poszła w tamtą stronę aby zapukać do rudej. -Lily, wychodź bo przegapisz śniadanie. Na jej głos panna Potter drgnęła, szybko zarzuciła na siebie ciuchy, które porwała ze sobą do łazienki i wyszła z pościelą w obu rękach. -No coś ty? Kąpałaś się z kołdrą? – zaśmiała się pielęgniarka. – Swoją drogą co ona taka zakrwawiona? Skaleczyłaś się? Lily uśmiechnęła się blado i zerknęła na Scorpiusa. Gdy zauważyła, że przygląda jej się, zarumieniła się bardzo mocno i spuszczając głowę w dół, poszła do swojego łóżka. -Przepraszam pani Pomfrey, kiedy będę mogła stąd wyjść? -Oj kochana, jeszcze parę dni, widzę że chodzisz lepiej, nawet bardzo dobrze. Oboje z paniczem Malfoyem wyjdziecie za dwa, może trzy dni. – uśmiechnęła się, po czym wyszła. Rudowłosa spojrzała na śniadanie. Jajecznica z bekonem. Jakoś nie miała ochoty jeść, odsunęła od siebie talerz i odezwała się drżącym głosem: -Nie mam zielonego pojęcia czy do czegoś doszło czy nie, ale chyba niestety tak, skoro pościel jest zakrwawiona, ale do cholery, nikt ma o tym nie wiedzieć. Ja cię nawet nie lubię i nie wiem co sprawiło że trafiliśmy nadzy do jednego łóżka… Po chwili zdała sobie sprawę, że nie może przestać mówić. Dopadł ją słowotok nerwowy. Natychmiast zamknęła jadaczkę i już się nie odzywała. Blondyn zerknął na nią dalej z szokiem w oczach. -Nie martw się Potter, też cię nie znoszę i gwarantuję, że nikomu się nie będę chwalił – stwierdził. ~~~~ -Lily! Wróciłaś! Kochana! Tak oto została powitana Lily Luna Potter po powrocie ze Skrzydła Szpitalnego. Wszyscy ją przytulali. James, Al, Hugo, Evelin, a nawet Zac Longbottom, tylko Rose gdzieś się zapodziała. Ruda uśmiechnęła się szeroko, kompletnie zapominając o dręczącym ją od paru dni Scorpiusie. -Jak wytrzymałaś te dwa tygodnie z tym cholernym Malfoyem? – zagadnął James. Lily zaśmiała się cichutko. -Wiesz, nie było tak źle, praktycznie cały czas czytał książki, a na mnie nawet nie zwracał uwagi. A ja sobie spałam, rysowałam, czytałam, Sir Nicholas mnie odwiedzał czasami… -Dalej nie rozumiem po co go ratowałaś… - wtrącił się Hugo. Nastała grobowa cisza, wszyscy patrzyli na rudą z wyczekiwaniem na odpowiedź. Dziewczyna zarumieniła się, nie powie przecież, że to przez wspomnienia z dzieciństwa się tak poturbowała. Dotknęła policzka, na której widniała szrama. -Instynkt. – ucięła krótko. Hugo wzruszył ramionami na znak zrezygnowania. Przecież nie będzie zmuszał kuzynki do mówienia czegoś czego nie chce powiedzieć. Lily pożegnała się z towarzystwem, twierdząc że musi iść do biblioteki napisać zaległy esej na zielarstwo. Po drodze mijała wielu ludzi, którzy witali się z nią, wielu z nich to chłopaki. Niektórzy widząc ją, patrzyli zdziwieni. Pewnie dalej nie mogli uwierzyć, że Gryfonka ryzykowała życie ratując Ślizgona. W bibliotece jak zwykle nikogo nie było. Lily poszukała odpowiednich książek i poszła rozejrzeć się za stołem. Dostrzegła Josha i Rose. Już chciała zawołać kuzynkę, kiedy spostrzegła że nachylają się do siebie uśmiechnięci. Przystanęła, a głos ugrzązł jej w gardle. Po chwili była świadkiem tego jak jej najukochańsza kuzynka całuje się z jej wielką miłością, z chłopakiem którego kochała od ponad trzech lat. Książki z łoskotem upadły jej na podłogę, na co młoda para obróciła się. Panna Potter poczuła, jak łzy napływają jej do oczy, odwróciła się i szybko wybiegła z biblioteki. -Lily! – usłyszała za sobą wołanie Josha. Rudowłosa przyspieszyła jak tylko mogła, uczniowie patrzyli na nią zdziwieni. W końcu nie na co dzień widzi się płaczącą dziewczynę, a za nią biegnącego chłopaka z drugą dziewczyną. -Lily! – krzyknęła tym razem Rose – zatrzymaj się. Lily ani myślała się zatrzymywać, wręcz przeciwnie. Skręciła za posąg jakiegoś nabzdyczonego faceta i ukryła się za nim. Zauważyła podbiegających ‘przyjaciół’. -Widzisz ją? -Nie, chyba ją zgubiliśmy. Cholera, nie chciałem żeby tak się o tym dowiedziała. -Chodź, wracajmy. Pewnie poszła do wieży. Potem z nią pogadam. – stwierdziła kuzynka rudej. Gdy Lily upewniła się, że na pewno jej już nie znajdą, wmieszała się w tłum uczniów i mimo chłodnej pogody wyszła na błonia. Szła nad jezioro, tam gdzie zawsze lubiła przesiadywać, gdy było jej źle. Usiadła nad brzegiem i patrzyła jak pierwszoroczniacy rzucają kaczki. Po jej gorących policzkach znów popłynęły słone łzy. Jak oni mogli ją tak zdradzić? Josha jeszcze rozumiała, ale Rose? Przecież to jej ukochana najlepsza przyjaciółka. Jak mogła? Ruda zawyła żałośnie, na co uczniowie stojący w pobliżu obejrzeli się. -Co tak wyjesz Potter? Lily zjeżyły się włosy na karku, doskonale wiedziała do kogo należy ten niski głos. Nawet się nie oglądając, pokazała swojemu rozmówcy środkowy palec. Jak się zdziwiła, gdy słynny Scorpius Malfoy usiadł koło niej. -Co się stało? -A co cię to obchodzi? – warknęła ruda. -W sumie to nic, ale wiesz, plotki już krążą. Wszyscy cię widzieli jak biegniesz przez pół Hogwartu zapłakana. -Oj Malfoy, spieprzaj pan, tyle ci powiem. -Jak wolisz. Chciałem pomóc. – Scorpius wzruszył ramionami. Lily patrzyła jak odchodzi ze zwieszoną głową i przeklinała go w duchu. "W oczach tkwi siła duszy." Cytat: Paulo Coelho Cytaty Bóg, Cytaty Bogactwo, Cytaty Chwila, Cytaty Cierpienie, Cytaty Cierpliwość, Cytaty Cisza, Cytaty Czas, Cytaty Człowiek, Cytaty Dobro, Cytaty Dusza, Cytaty Dziecko, Cytaty Filozofia, Cytaty Głupota, Cytaty Kłamstwo, Cytaty Kobieta, Cytaty Ludzkość, Cytaty Mądrość, Cytaty Małżeństwo, Cytaty Marzenia, Cytaty Mędrzec, Cytaty Mężczyzna, Cytaty Milczenie, Cytaty Miłość, Cytaty Muzyka, Cytaty Nadzieja, Cytaty Nauka, Cytaty Pamięć, Cytaty Piękno, Cytaty Pieniądze, Cytaty Polityka, Cytaty Praca, Cytaty Przeszłość, Cytaty Przeznaczenie, Cytaty Przyjaźń, Cytaty Przyszłość, Cytaty Pycha. Oprócz gotowych cytatów możecie w e-Życzenia pl dodawać swoje własne cytaty. Wystarczy założyć darmowe Konto Użytkownika i dodać swój własny tekst i po akceptacji tego tekstu przez administrację portalu nowe cytaty pojawią się na stronie www. Cytaty możecie kopiować i dołączać do kartek elektronicznych. Wybierajcie cytaty i wysyłajcie kartki do przyjaciół i rodziny. Mariusz Lewandowski nie miał łatwego wejścia do Radomiaka Radom. Zastępując Dariusza Banasika nowy trener musiał zmierzyć się z poparciem fanów dla byłego szkoleniowca i podnieść zespół będący w kryzysie. W rozmowie z nami opowiada o tym procesie, o tym, jak wyglądała budowa nowego Radomiaka i czego spodziewać się po „Zielonych” w nadchodzącym pan kiedyś trudniejszy start niż w Radomiu?Nie uważam, że był trudny, ale na pewno był wymagający. Zdaję sobie sprawę, do jakiego klubu i w jakiej sytuacji przychodziłem. Czasami jako trenerzy nie mamy wpływu na to, czy nas zwalniają. Przyjmuję do wiadomości, że to, co zrobił mój poprzednik, to była bardzo dobra praca. Chciałbym, żeby decyzja, którą podjąłem, okazała się słuszna i żeby klub dalej się rozwijał. Jestem w stanie to zapewnić, idziemy w dobrym było znieść taką atmosferę, gdzie nawet na meczach domowych kibice wyrażali poparcie dla Dariusza Banasika?Na wszystko trzeba sobie zapracować i ja będę musiał sobie zapracować na to, żeby kibice skandowali moje nazwisko. Ale też wolałbym, żeby to zespół zbudował takie wrażenie, żeby kibice go szanowali. Jeśli chodzi o mnie — nie oczekuję, że od razu będę miał poparcie. Potrzeba czasu i pokazania czegoś, wtedy się to Lizbony do Radomia. Lisandro Semedo opowiada o swojej karierze [WYWIAD]Pewnie też byłoby łatwiej, gdyby nie to, że w pierwszy domowy mecz skończył się wynikiem 1: był trochę gwóźdź do tego wszystkiego. Nie było to nic łatwego, tak się to skumulowało, że ciężko było się podnieść po tym meczu. Pomogło nam to jednak podjąć decyzje przed nowym sezonem, paru zawodników się wykruszyło, innymi trzeba było było efektem tego trudnego startu? Wiem, że od początku zmienił pan proces treningowy, zajęcia były już utrzymanie, można było popracować, zobaczyć, w jakiej sytuacji są zawodnicy. Widziałem, że zespół nie jest przygotowany na obciążenia, treningi, jakie prowadziłem, inny styl grania. Wystarczało nam sił na 45 minut takiego grania. Czy to było słuszne? Uważam, że tak, bo zespół musiał wiedzieć, jak będzie wyglądał w kolejnym sezonie, jak będzie trenował. Musiałem podjąć takie decyzje, zamiast głaskać, mydlić oczy i nie widzieć pewnych pan czuł, gdy w meczu z Wisłą Kraków było już 0:2? Kolejny mecz, który nie toczył się po waszej mecz nie zaczął się źle, bo mieliśmy pierwszą sytuację. Później był rykoszet, bramka… Trzeba było zacząć coś robić. Podeszliśmy do tego na spokojnie, w przerwie wprowadziliśmy zmiany. Zespół był po blamażu, przegrywał u siebie w kolejnym spotkaniu, ale dzięki bramce na 1:2 uwierzył w siebie i wyszedł z dołka. To pokazało mi, że niektórzy tutaj mają charakter, żeby osiągać wynik nawet w ciężkich sytuacjach. Nie jest łatwo się podnieść w takich okolicznościach. Wszyscy chcieli, nie zawsze wychodziło, ale dobrze, że ten mecz się tak było poprawę atmosfery w drużynie po tym meczu? Spadł im kamień z serca?Tak. Piłkarze nie ukrywali, że też przeżywali tę sytuację, te zmiany. Od dłuższego czasu pracowali w jakimś systemie, nagle to się zaczęło zmieniać, wprowadzono inne rzeczy i trzeba było się do tego przystosować. Najważniejsza dla mnie była sfera mentalna i organizacja pracy. Tu bardzo dużo się zmieniało, bo nie mogłem wprowadzać dużych korekt taktycznych, gdy zespół nie był na to gotowy. Postawiliśmy na mental, podejście do pracy, pewne obowiązki, które muszą wykonywać, świadomość tego, gdzie przychodzimy, po co i co chcemy osiągnąć. Ten czterotygodniowy okres był bardzo ważny, żeby poznać faktycznie łatwiej było zacząć wtedy niż na początku nowego sezonu?Zdecydowanie. Nie widziałbym wielu zawodników w końcowej fazie, nie mógłbym podjąć pewnych decyzji, tak jak było to z Jo, Marcusem czy innymi. Mogłem ustalić, na jakie pozycje szukać zawodników. Dla mnie to był plus, bo gdybyśmy pojechali na obóz z tą samą kadrą, to każdy chciałby się pokazać, ciężko byłoby z kogoś był czas najmocniejszej pracy, gdy pan najwięcej czasu poświęcał też na poszukiwanie nowych zawodników?Było mocno, nawet na wczasach nie było tak, że siedziałem jedynie z żoną i dziećmi, tylko na telefonie, starając się wzmocnić zespół. Wiadomo, że Oktawian (Moraru, dyrektor sportowy — przyp.) czy włodarze też oglądali zawodników, podsyłali. Było ich wielu, nie zawsze byliśmy pierwszym wyborem, ale czasami zadzwonisz gdzieś, porozmawiasz i tak jak z Roberto Alvesem — przyjechał, zobaczył, porozmawiał z prezesem, pokazaliśmy jemu i menedżerowi miasto. Okazało się, że z agentem Alvesa (Maik Barthel — przyp.) widzieliśmy się kiedyś u Roberta Lewandowskiego, bo nim też się zajmował. Czasami finanse w różnych klubach są podobne, więc warto sprawić, żeby zawodnik czuł, że to właściwy jeszcze pan przekonał w rozmowach?Nie tyle ja, bo rozmawiał z nim też prezes i kiedy on tutaj przyjechał, to była już ostatnia faza transferu. Michał Feliks — widziałem go w drugiej lidze. Ruchy, postawa, zaangażowanie. Czasami trzeba coś „wyprodukować” samemu, to fajny chłopak, rozwijał się w Garbarni, to dlaczego nie miałby rozwijać się w Ekstraklasie? Być może będzie potrzebował trochę czasu, ale jeżeli będziemy mieli dobrych skrzydłowych — a mamy — to napastnik może się w tym odnaleźć. W pierwszej kolejce szukaliśmy innego rozwiązania, ale potem Alves zszedł niżej i dobrze to wyglądało. To też pokazało, że w sparingach wrażenia są inne, wiele zespołów gra odważnie, a w lidze mniej, bo wynik jest najważniejszy, przychodzi presja. Będziemy patrzeć za „dziewiątką”, chcemy odrodzić Mauridesa, zobaczymy, czy to nam się uda. Schudł dziesięć kilogramów, to cena obozu, którą musiał zapłacić, bo nie da się biegać z nadwagą. My tak możemy, on musiał przepracować dobrze okres przygotowawczy. Zrobił to, teraz musi pokazać przydatność dla Moraru (dyrektor sportowy), Sławomir Stempniewski (prezes) i Mariusz Lewandowski (trener) na obozie Radomiaka RadomJak on się na to zapatruje? Chce to zrobić czy myślami jest gdzieś indziej?Nie wiem, sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie. Będę miał z nim rozmowę, dość mocną. Albo wóz, albo przewóz. Musi sobie powiedzieć, gdzie chce być. Zapytania o niego są, więc musi się określić — czy chce być tu, czy odejść. Inaczej się nie rozwijasz, bo na każdym treningu myślisz o czymś innym. My nie chcemy z nikogo rezygnować, ale czasami zawodnik sam siebie ustawia w narożniku, wpędza siebie w błędne koło. Bo ma propozycję, bo gdzieś jest lepiej, bo tu nie jest tak różowo. Wtedy tracisz swoje notowania w zespole, u trenera i nie możesz nagle powiedzieć „chcę zostać i walczyć”. Musisz być profesjonalistą do końca, pokazać swoją wartość. Nie ma problemu, żeby odejść, ale nie możesz przestać takich rozmów z zawodnikami trzeba odbyć?Dużo. Jeśli widzę potrzebę, to kogoś biorę i rozmawiam. Nie chcemy zamiatać pod dywan pewnych rzeczy, tylko od razu je też z Raphaelem Rossim była mocniejsza rozmowa, żeby go przekonać do zostania w była… Więcej niż jedna! To taki typ zawodnika. Nie da się ukryć, że miał propozycję, ale jako trener nie mogę odpuścić jednego z najlepszych stoperów w Ekstraklasie za bezcen. Później nie weźmiemy kogoś takiego. Czemu mamy kogoś oddawać, jeśli możemy być mocniejszym zespołem z nim w składzie?A ilu zawodników musi obejrzeć trener w trakcie takiego okienka transferowego?Gdy w klubie jest rozwinięty skauting, to trener dostaje gotowego piłkarza i skupiasz się na konkretach. Tutaj było tak, że wymienialiśmy się zawodnikami, czasami menedżerowie kogoś podrzucali. Dostawałem oczopląsu, tylu było tych piłkarzy. Jeśli kogoś znasz, to wiadomo — patrzysz na to, jaka była ostatnio forma. Jeśli nie znasz, to musisz go obejrzeć, dowiedzieć się co to za osoba, jak funkcjonuje w szatni, jak wygląda to poza boiskiem, czy to zawodnik treningowy, czy meczowy. Jest dużo też ciekawy wątek. Słuchałem podcastu „Przeglądu Sportowego” z Krzysztofem Przytułą, który mówił, że czasami ciężko jest przygotować profil pozaboiskowy, bo nikt nie chce źle o kimś dzwoni się do takich osób, które powiedzą i wiedzą, że to nie wypłynie. Jeśli siatka komunikacyjna nie jest duża, to ryzyko błędu jest większe. Zawodnik przede wszystkim musi pasować do schematów, które chcesz wdrożyć. Nam brakowało zawodników z liczbami i zdawałem sobie z tego sprawę. Możesz pięknie grać, ale kibic zawsze kupi to, co jest w bramce. Roberto Alves to ma, ma to Lisandro Semedo, liczby ma też Michał Feliks. To są zawodnicy, którzy mogą dać dużo zespołowi w pierwszej linii. Dariusz Pawłowski ma mega charakter, potrafi ciężko zapracować na to, żeby być potrzebnym. Daniel Pik był już kupiony, pasuje do zespołu, ale trochę inaczej — bardziej niż bajeczna technika to jest to dobry timing, cechy wolicjonalne, umiejętność gry na różnych pozycjach. Patrzę też na to, czy zawodnik dobrze funkcjonuje w szatni. Czy słucha, czy chce się rozwijać? Żeby nie było much w nosie, gdy go krytykujesz, podpowiadasz, jak się może zachować. Jeśli oddasz coś zespołowi, to zespół odda tobie. Chęć do współpracy może być ważniejsza niż to, co pokazujesz na którzy byli ściągani do Radomiaka, to „jedynki” z listy życzeń?Alves od początku był wysoko, Semedo dołączył pod obserwację później. Feliks, Pawłowski — od razu, nawet się nie zastanawialiśmy. Wiadomo, że jeszcze Dawid Abramowicz nie ma zastępstwa na swojej pozycji, patrzymy za lewym obrońcą. Nie chcemy się śpieszyć, chcemy mądrze wybrać. Mamy dwie opcje, ale na razie jest ciężko. Nie chcemy też brać kogoś tylko po to, żeby był na liście kolejne ruchy trochę się odłożą w czasie, także jeśli chodzi o napastnika?Chcemy być pewni, dobrze wybrać. Nie chcę robić uzupełnień, lepiej zainwestować w młodego zawodnika, tak jak w Feliksa, który niedługo może wejść do pierwszej jedenastki. Tylko nie mamy kogoś następnego. Bardzo dobrze byłoby mieć „jedynkę” na „dziewiątce”, żeby Feliks jeszcze nabrał doświadczenia, bo teraz może być rzucony na głęboką wodę. Musi być też rotacja, presja ze strony konkurencji. Musi być po dwóch zawodników na pozycję, a na razie tego nie pierwszym meczu sporo było gry wokół pola karnego, ale brakowało konkretów w „szesnastce”.Abramowicz ze 3-4 w pierwszej połowie wchodził w pole karne. Powiedziałem mu w przerwie, żeby próbował centrostrzałów między bramkarza a obrońców, bo Miedź była głęboko cofnięta i mógł się przydarzyć jakiś przypadek. Miał też dwa momenty, gdy mógł wrzucić piłkę na dłuższy słupek, zamiast na krótszy, gdzie asekuracja jest duża. Później jak chciał dośrodkować, to strzelił piękną bramkę. Brakowało mi też wykorzystania sytuacji odbitych piłek po rzutach rożnych, bo dużo ich zbieraliśmy, oddawaliśmy strzały, a to są sytuacje bramkowe. Musisz przynajmniej uderzyć w światło bramki, dać się wykazać. Strzelasz tak jedną bramkę czy drugą i jest inny mecz. Poza tą sytuacją na początku, gdy Miedź od razu oddała strzał, była tylko jedna kontra, gdy Daniel Łukasik i Raphael Rossi puścili Angelo Henriqueza — notabene dobrego napastnika. Mógł zagrać piłkę, a wyrzucił ją w aut. No i sytuacja bramkowa — wyszliśmy trzech na dwóch, Filipe Nascimento dał w koszyk, poszła kontra i było 0: jesteśmy dużo pod polem karnym, ale nie ma ostrości i nad tym musimy popracować. Decyzyjność. Leandro miał dwie sytuacje, poszedł jeden na jeden, był blokowany. Alves był blokowany trzy razy, raz trafił w słupek. Takich strzałów było w tym spotkaniu sporo. Parę razy było też tak, że Mateusz Grzybek poszedł na obieg i nie dostał piłki, czasami staraliśmy się dośrodkować, a mogliśmy spróbować prostopadłego podania. To nam podpowiada, jak reagować na mocną obronę rywali, jak ich wyciągnąć. Takie mecze też będą i trzeba będzie robić coś innego. Będziemy mieli analizę, która pokaże, co możemy zrobić lepiej, gdy zespoły są w niskiej obronie. Jak dojść do sytuacji i ją statystyki na WyScoucie. Radomiak w większości zestawień dotyczących podań — typu w tercję ataku, prostopadłych — był w czołówce. Tylko pytanie, czy to nie jest trochę mylne wrażenie, bo to był beniaminek? Czy jednak będziemy mogli się spodziewać takiej gry częściej?Z zespołami, które będą grać bardziej ofensywnie, mecze mogą być ciekawsze. Ale Miedź nie jest słabym zespołem i analizując jej sparingi, widzieliśmy, że oni grali w piłkę, wychodzili. Teraz zagrali zupełnie co innego i można zapytać: czy taka była taktyka trenera, czy my ich do tego zmusiliśmy? Po paru kolejkach zobaczymy, czy naprawdę potrafimy na tyle dobrze rozgrywać piłkę, żeby zmuszać rywali do takiego bronienia i w jakim stopniu jesteśmy w stanie taką obronę może to był stres beniaminka? Pan z pracy w Bruk-Bet Termalice wie, że pierwsze spotkania mogą paraliżować było obopólne, bo my też nie zaczęliśmy tak, jak powinniśmy. Pierwsze mecze są weryfikacją dla wielu zespołów. Najważniejsze, żeby punktować, nie złapać zadyszki. Ten zespół jest w stanie to zrobić, bo mam porównywalne analizy zespołów, które prowadziłem i wiem, jaki tu jest różni się pomysł na grę Lewandowskiego i Banasika?Największy?W Zagłębiu był duży w grze ofensywnej, byli tam doświadczeni zawodnicy. Radomiak to zespół, w którym wielu zawodników wciąż uczy się Ekstraklasy. Niektórzy w niej nie grali, inni są w niej dopiero drugi rok. Nie zawsze takie zespoły od razu wystrzelą wysoko. Chcielibyśmy dążyć drogą Rakowa Częstochowa, który z każdym rokiem się rozwija i osiąga lepszy rezultat. Najważniejszy jest fundament, od tego trzeba zacząć budować silny klub i zespół. Nie jesteś w stanie tylko ściągnąć dobrych zawodników i nie mieć podstaw. Ważna jest stabilność: finansowa, organizacyjna. Zaplecze, boiska — jeszcze parę miesięcy temu boiska były w opłakanym stanie, ale to była kwestia organizacji, zaszczepienia ludziom tego, jak mają pracować i teraz mamy stoły. To boisko, na które po wakacjach wejdą dzieci z akademii, jest takie, że one po wakacjach w to nie uwierzą. Trzeba wymagać, nie być tyranem, ale oczekiwać, że coś będzie zrobione. Nie tak, że powiesz, zapomnisz i wrócisz za miesiąc. Przyjdź jeden dzień, drugi, trzeci, czwarty, pilnuj. Razem z ludźmi ze sztabu stworzyliśmy fajną komunikację w tym zakresie. Mamy jeszcze boisko w Jedlni-Letnisko, więc jeśli chodzi o sprawy treningowe, dobre płyty, to temat jest rozwiązany. Trzeba jednak już teraz myśleć o podgrzewanej murawie na zimę, już o tym rozmawiamy. Przyznano też ziemie pod budowę ośrodka treningowego i tam też zaczynamy od boisk, więc z każdym rokiem Radomiak będzie rósł. Trzeba się teraz ustabilizować w Ekstraklasie, powoli, z co do meczu z Miedzią Legnica — statystyki wskazują, że ten zespół zaliczył tylko trzy kontakty z piłką w polu karnym Radomiaka. Niektórzy zawodnicy z Radomia odnotowali ich więcej w pojedynkę. To świadczy o dobrej grze w obronie czy bardziej defensywnej postawy Miedzi?Jeżeli chodzi o grę obronną, to nie byłbym jeszcze tak zadowolony. Na obozie pracowaliśmy nad innymi schematami pressingu, doskoki w meczu z Miedzią mi się nie podobały i zespół też to wie. Staraliśmy się pracować tak, żeby obrońcy mieli ułatwione zadanie, bo bronić zaczyna już napastnik i poprawa jest widoczna, ale nie uważam, że dobrze zagraliśmy w obronie. Może po prostu zmusiliśmy rywala do tego, żeby atakował mniejszą liczbą zawodników, bo będąc zepchniętym do obrony, mieli do pokonania całe boisko, więc było im ciężej. Czasami się cofaliśmy, żeby wyciągnąć przeciwnika i dwa razy ich na to złapaliśmy: raz, gdy Luis Machado nie oddał piłki do Leandro, drugi raz, gdy Roberto Alves odebrał piłkę i zagrał do Filipe Nascimento. Przed meczem nie jesteś w stanie przewidzieć, która taktyka wypali, trzeba być gotowym na kilka rozwiązań. W trakcie spotkania dajemy sygnały, patrzymy, jak reaguje zespół i Cele to zawodnik, który najmocniej się u pana odbudował? W końcowym okresie u trenera Banasika to i sportowo i mentalnie był inny chcę go za bardzo chwalić, ale to piłkarz do bardzo dobrego zespołu — nie mówię tu o polskiej lidze, ale o mocnym, europejskim klubie. Jeżeli będzie się tak rozwijał dalej, to sobie poradzi. Nie wiem, dlaczego nie grał wcześniej, ale dla mnie to jest zawodnik, który daje jakość, ma na podobnej pozycji co pan, więc wierzę na lekkość, płynność. Ma też głupie straty, ale jak gra, to robi to „z duszy”. Zarówno na treningu, jak i na meczu. Pomyli się, zrobi błąd, ale w kolejnym zagraniu będzie się starał zrobić to, o czym się mówiło. Na pewno nie wykorzystuje jeszcze swojego uderzenia, bo ma dobry strzał, ale go nie stosuje. Miałby wtedy jeszcze lepsze Radomiaka trzeba raczej trzymać krótko czy chwalić?Każdego różnie. Ten pierwszy miesiąc to było wyznaczenie granicy, regulaminu, nad tym było sporo pracy. Teraz zawodnicy kontrolują się o przynajmniej dwóch wysokich na samym początku. Nie jestem zwolennikiem kar, ale musi być dyscyplina, bo jeśli chcemy dobrze funkcjonować, to trzeba dla przykładu ukarać tych, którzy zawinili. Nie chodzi o to, żeby to potem wypominać, ale żeby nie popełniać błędów. Teraz mają się na baczności, a jak ktoś się spóźni na zbiórkę, to są pierwsi, żeby tego pilnować i zbierać „do skarbonki”.Mówiliśmy o rozwoju zaplecza czy sztabu szkoleniowego — coś jeszcze można w tym elemencie „wycisnąć”?Na pewno — dział analiz, skautingu. Ale nie wszystko na raz, klub w ostatnich latach sportowo rozwinął się tak, że nie sposób było to nadgonić organizacyjnie. Awansujesz do 1. ligi, chcesz coś budować, nagle jesteś w Ekstraklasie, apetyt rośnie, wszystko się zmienia. Najważniejsze, że w każdym aspekcie prowadzone są rozmowy. Wiele osób, które tu pracuje, parę lat temu było na innym poziomie, a teraz już wiedzą, z czym to się je. Ekstraklasa organizacyjnie to nie jest łatwa czasu potrzebuje trener, żeby odcisnąć mocne piętno na zespole, żeby był on na takim poziomie, jakiego pan by oczekiwał?Życzyłbym sobie, żeby to już było widoczne, ale zdaję sobie sprawę, że jeszcze kilku ogniw nam brakuje. Dwa okienka transferowe — po takim okresie można już coś powiedzieć. Zobaczymy, kto się dobrze zaaklimatyzuje, z kim się rozstaniemy. Dwa okienka dla trenera to coś, co powinno mniej więcej tak, jak w Bruk-Bet Termalice. A to oznacza, że za rok się spotykamy i rozmawiamy o sukcesie tak było! Z wielu zawodników wtedy zrezygnowałem, niektórzy się zasiedzieli. Celem był awans, dlatego usiedliśmy, porozmawialiśmy, zaczęliśmy iść taką drogą, że można było wobec mnie wyciągać konsekwencje. Gdyby nie było to ułożone po mojej myśli, to ciężko byłoby czegoś co, po sezonie wyciągamy konsekwencje?Oczywiście. Każdy trener jest gotowy na krytykę i pochwały. To dopinguje do pracy. Jako piłkarz byłem ambitny, jako trener też jestem. Chcę zapracować sobie na reputację w trenerskim świecie, dokładać kolejne cegiełki. Uważam, że wiele można tu zrobić, jest tu serdeczna, rodzinna atmosfera, wszystkim zależy. Nie we wszystkich klubach tak jest. W Zagłębiu klub był bardziej polityczny, co pół roku była zmiana osób zarządzających. W Termalice atmosfera była mocno rodzinna, ale trochę w innym znaczeniu. Tutaj jest potencjał kibicowski, jest dla kogo grać, kibic wymaga. Przychodzisz i wiesz, że ten kibic czegoś oczekuje, czujesz chęć zwycięstwa, a nie, że jest 1000 osób i ktoś sobie krzyknie, a ktoś nie. W Radomiu panuje taka mentalność, że z naszego terenu nikt nie może wyjechać z wygraną. Zawodnicy muszą czuć klimat klubu i tego, co myślą O RADOMIAKU RADOM: Piękny sen czy bolesna pobudka? Co czeka Radomiaka w nowym sezonie?Skąd się wzięła wojna Radomia z Kielcami?Modławskie i portugalskie wsparcie w Radomiaku. Jak działa ten klub?Michel Huff i kulisy pracy trenera przygotowania fizycznego [WYWIAD]Raphael Rossi – od nielegalnego życia w Anglii do transferu za milion euro [WYWIAD]SZYMON JANCZYKfot. Newspix

bo w oczach tkwi siła duszy